14 stycznia 2008

Spotkanie IAMCP Poland

14 listopada 2007 powstało International Association of Microsoft Certified Partners w Polsce (IAMCP). Jest to międzynarodowa instytucja grupująca firmy posiadające status Microsoft Registered Partner, Microsoft Certified Partner i Microsoft Gold Certified Partner. Celem tego stowarzyszenia jest wzajemna współpraca firm partnerskich, prowadzenie wspólnej polityki informacyjnej i zdynamizowanie działań biznesowych.

A piszę o tym wszystkim, gdyż w środę 16-go stycznia o 11:00 w Warszawie w siedzibie Microsoftu odbędzie się pierwsze spotkanie członków i sympatyków IAMCP w Polsce. Jeśli więc, drogi czytelniku, jesteś partnerem Microsoft i byłbyś zainteresowany członkostwem w IAMCP Poland – zapraszam, spotkamy się w Warszawie!

Więcej informacji tutaj (trzeba z lewej wybrać "Poland"): http://www.iamcp.org/pages/events.aspx


10 stycznia 2008

Nasza klasa, nasza sprawa

Portal "Nasza klasa" jest ostatnio bardzo modny w prasie i blogosferze - nie tylko za sprawą wielkiej popularności (w momencie, gdy to piszę deklarowana liczba zapisanych Polaków przekroczyła 6 milionów – a to już jest naprawdę niezły wynik) lub ostatnich problemów z wydajnością (a prasa lubi się w takim momentach wyżywać). Ostatnio słychać również o problemach … powiedzmy … z zaufaniem do portalu. Już z paru
miejsc słyszałem głosy "wypisuję się" lub "doradzam ostrożność". Skąd takie opinie?


Otóż temat "Naszej klasy" podejmuję, gdyż narzędziami pozwalającymi nawiązać i utrzymać kontakty z ludźmi interesowałem się od zarania. Byłem w miarę wczesnym użytkownikiem Outlooka i Pocket PC (gdzie informacje o kontaktach, czyli znajomych, są bardzo ważnym elementem) Gadu-gadu, Skype a potem bardziej dedykowanych narzędzi takich jak Plaxo i LinkedIn. Plaxo promowałem we jego wczesnych dniach wśród znajomych, ale w sumie się nie przyjęło (teraz odżywa za pomocą Plaxo Pulse). Natomiast LinkedIn się przyjęło – i jestem z tego bardzo zadowolony, gdyż tutaj również jest bardzo "starym" już użytkownikiem i wielkim promotorem i namawiaczem. Plaxo miało mniejsze zastosowanie w Polsce, gdzie zwyczaj dbania o elektroniczną formę informacji o swoich znajomych nie jest rozpowszechniony (jak wielu jest ludzi, których jedynym posiadanym spisem danych jest płaska książka telefoniczna w starym telefonie?). Natomiast już LinkedIn zdobyło sobie miejsce i funkcjonuje z powodzeniem.


Dla wyjaśnienia w skrócie: Plaxo to serwis ułatwiający m.in. utrzymywanie poprawnych danych o swoich znajomych (czyli jeśli zmienię swój numer telefonu komórkowego, to połączeni ze mną "plaxowicze" dowiedzą się o tym od razu i ich książki adresowe uaktualnią się automatycznie), zaś LinkedIn to zawodowy serwis pozwalający m.in. na nawiązanie kontaktu ze znajomymi naszych znajomych (bo przecież jeśli potrzebuję się skontaktować z kimś ważnym w firmie X, to na pewno któryś z moich znajomych zna kogoś, kto znowu zna kogoś w tej firmie – odległość między dwoma dowolnymi ludźmi na świecie wynosi przeciętnie 6 (przy okazji ciekawy eksperyment).

LinkedIn pozwala nie tylko na nawiązanie zawodowego kontaktu z ludźmi, z którymi normalnie kontaktu nie mamy. Pozwala również na szukanie pracy (i to w dość sensowny sposób), a także na zorientowanie się kim jest nasz biznesowy partner, pracownik którego chcemy zatrudnić, pracodawca, u którego chcemy się zatrudnić oraz na to samo co Plaxo (tylko w mniej automatyczny sposób), czyli na posiadane poprawnych i aktualnych danych teleadresowych naszych znajomych. LinkedIn w bardzo fajny sposób potrafi się zintegrować z Outlookiem i innymi programami i serwisami pocztowymi. Udostępnia świetne narzędzie do przerabiania maili na kontakty (czyli pozwala na łatwe zapisanie na stałe osób, z którymi n razy korespondowaliśmy). No i co ważne jest dyskretne i bardzo dba o prywatność. Nie mam mowy o udostępnianiu komukolwiek informacji, których udostępniać nie chcemy. Zupełnie inaczej niż w "Naszej klasie" – ale o tym za chwilę. Powstał również Polski klon biznesowego LinkedIn (dość popularny ostatnio) o nazwie GoldenLine, ale tam już takiej prywatności, jak w LinkedIn nie zachowamy. Konkretnie chodzi mi o możliwość przeglądania znajomych swoich znajomych.

OK. Miało być jednak o naszej-klasie.pl, prawda? Skąd taka popularność tego narzędzia? Chyba wynika to stąd, że człowiek to zwierzę stadne i potrzebuje mieć swoją grupę. Czasem trudno jest stworzyć grupę wśród znajomych w pracy, czy wokół pracy (nie ma na to czasu, odwagi, ochoty – różnie), a klasa z podstawówki, czy ze szkoły średniej to zwykle znakomicie ukształtowana grupa. Tak więc odnajdujemy tylko swoich starych, dobrych i często dawno już zapomnianych znajomych. Albo nie zapomnianych, ale takich, z którymi kontaktu nie mamy. Pomysł "Naszej klasy" (nawiasem mówiąc wzorowany na amerykańskim classmates.com) trafia więc na świetny grunt i stąd jego wielka popularność. Bardzo mnie cieszy (jako lokalnego patriotę oraz informatyka z wykształcenia i zamilowania), że zrobili to koledzy z Wrocławia i że stali się milionerami. Chciałbym tylko, aby serwis rozwijał się i realizował swoje zamierzenia. I żeby był serwisem do odnajdywania znajomych z klasy, a nie do wszystkiego do kupy, np. utrzymywania wszelkich możliwych znajomości i wymieniania się zdjęcami. Na razie to trochę jest to drugie.

Natomiast dzięki praktycznie brakowi polityki prywatności - w prosty sposób można wyszukać i nawiązać kontakt z ludźmi, o których się już nawet czasem zapomniało, że istnieli. Niekoniecznie z klasy. A teraz okazuje się, że są, działają i coś fajnego robią. Czasami takie kontakty po latach mogą się przydać nawet w pracy zawodowej, więc warto je odnowić, wzmocnić, odświeżyć. I tutaj pierwsza spora wada/cecha (zależy od punktu widzenia) Naszej-klasy.pl przychodzi w sukurs: możliwość przeglądania wszystkich profili i zdjęć wszystkich znajomych, znajomych naszych znajomych oraz w zasadzie wszystkich ludzi. Z drugiej strony, gdyby nie było możliwości przeglądania profili i zdjęć, to trudniej byłoby się zorientować, czy odnaleziony właśnie kolega o popularnym nazwisku to rzeczywiście ten konkretny kolega. Zdjęcia tutaj pomagają. Jednocześnie jednak możliwość przeglądania wszystkich tych zdjęć mężów, żon, dzieci, imprez, wakacyjnych przygód i samochodów odbiera zupełnie prywatność. Czasami zastanawiam się, co ludzie myślą wrzucając zdjęcia swoich dzieci, czy też idiotyczne obrazki z imprezy do swojego otwartego profilu. Co innego do zamkniętego forum klasy. Ale tak jawnie i otwarcie (tu link do zdjęcia wrzuconego do swojego profilu przez Macieja Pajęckiego, dyrektora działu obsługi użytkownika Naszej-klasy.pl – panie Macieju proszę wybaczyć, ale sam się Pan podkłada) … nie rozumiem tego.

Drugą wadą/cechą (znów zależy to od punktu widzenia) Naszej-klasy jest brak moderowania. Musiałem przedrzeć się przez kilkanaście błędnych wpisów z "wroclawia" (pisanego z małej litery) oraz np. 10 LO zamiast X LO zanim znalazłem odpowiednią jedną i jedyną klasę. Bo moja klasa w liceum była tylko jedna, a wpisów na portalu robionych pomyłkowo było mnóstwo. Jeszcze gorzej ma się sprawa z uczelniami. Niestety uczelnie wyższe też można sobie dodawać do woli, więc od razu pojawiają się klony i kopie. Ciężko znaleźć odpowiednią grupę ludzi. Myślę, że administratorzy powinni zacząć ten bałagan czyścić i jakoś migrować ludzi. Z drugiej strony możliwe, że już wszyscy chętni się zapisali i nie będzie problemu? ;-)

Kończąc tego przydługiego posta (już mnie też zmęczył i chyba to widać) chciałbym podsumować swoją opinię i zawrzeć ją w poradzie: owszem korzystajcie z Naszej-klasy, bo jest to fajne narzędzie, ale nie jest to narzędzie jedyne - utrzymujcie swoją listę kontaktów w innym miejscu (choćby w GG), a przede wszystkim: dbajcie o prywatność, blokujcie prywatne fora klasy, nie wrzucajcie idiotycznych zdjęć, nie traktujcie portalu jako remedium na wszystko! No i oczywiście spotykajcie się ze znajomymi w realu! Powodzenia!

8 stycznia 2008

Bill Gates na CES 2008

No i okazało się, że owszem zgodnie z moimi przypuszczeniami, na targach CES 2008 odbywających się właśnie w Las Vegas Bill Gates pokazał nowe demo Microsoft Surface. Jak dla mnie nie było to demo powalające na kolana. A przynajmniej nie w porównaniu do dem, które widziałem wcześniej. W ogóle całe wystąpienie Gatesa na CES było jakieś … nijakie. W sensie nowości produktowych oczywiście. Bo oprawa była jak zwykle rewelacyjna.


Było to ostatnie wystąpienie Billa na CES, bo latem odchodzi trwale z Microsoftu. Z tej też okazji puszczono zabawny film z ostatniego dnia pracy Billa. Występują m.in. Steven Spielberg, George Clooney, Matthew McConaughey, Bono, Hillary Clinton, Barack Obama, Al Gore i inni. Świetna zabawa. Rewelacyjnym faktem jest to, że ludzie takiego pokroju jak Bill Gates potrafią mieć tyle luzu i dystansu do samych siebie.

Ostatni dzień Billa (dobra jakość): http://www.istartedsomething.com/20080107/bill-gates-last-day-microsoft-video/
Strona CES 2008: http://www.cesweb.org/
Microsoft na CES 2008: http://www.microsoft.com/ces/

Polecam też rzucić okiem na końcówkę keynote, gdzie Bill prawie gra w Guitar Hero, zaś na scenie pojawia się atrakcyjna mistrzyni oraz sam Slash (występujący zresztą w grze), który oczywiście mistrzynię rozwala. Sam Slash zresztą twierdzi, że Guitar Hero bardzo lubi. A więc Guitar Hero: chyba będzie trzeba się tą grą zająć w kolejnym wpisie, ok?

PS. Najśmieszniej wypadł Barack Obama szczególnie w kontekście opinii o nim, jako o polityku nieznającym świata. Zobacz koniecznie filmik z ostatniego dnia Billa!

7 stycznia 2008

InsERT w TV, czyli operacja „Pustynna burza”

Dziś rozpoczyna się kolejny etap telewizyjnej kampanii reklamującej InsERT, czyli mojego drogiego pracodawcę. Krótkie, ale wyraziste spoty reklamowe będzie można zobaczyć tuż przed głównym wydaniem "Wiadomości" na TVP1. Albo inaczej mówiąc zaraz po "Dobranocce" … zwanej też obecnie "Wieczorynką". Nawiasem mówiąc dziś leci rewelacyjny Koziołek Matołek, nieustraszony Strażak Sam i bliżej mi nieznana świnka Peppa. A potem pojawi się InsERT (również rewelacyjny i nieustraszony).

[UPDATE: ciach-ciach flashową reklamówkę, bo denerwowała automatycznym włączaniem się tutaj...]

Dla nieposiadających telewizora lub czasu nasza reklamówka w pomniejszeniu: jest chwilowo na stronie InsERT.

A! Pustynne spoty będzie można oglądać do końca tego tygodnia (czyli od 7-go do 11-go), a potem w przyszłym tygodniu znów do piątku (czyli od 14-go do 18-go). Oczywiście mówimy o styczniu 2008.

3 stycznia 2008

Microsoft Surface na żywo


Dziś będzie o Microsoft Surface, o którym pisałem już tutaj jakiś czas temu. A będzie dlatego, że wkrótce na targach CES w Las Vegas Bill Gates zapewne pokaże wszystkim Surface. Dotychczas takiego globalnego pokazu chyba jeszcze nie było, więc pewnie pokaże (zespół Surface szykuje jakieś nowe dema) . A ponieważ miałem okazję pobawić się tym stołem na konferencji dla partnerów Microsoft i robi on rzeczywiście wrażenie – parę słów o tym cudzie.

Najpierw mój filmik z YouTube:




A teraz co to jest: Technologicznie jest to szklany stół z półprzeźroczystym ekranem LCD oraz 5-cioma kamerami skierowanymi w górę – na powierzchnię stołu od spodu. Do tego oczywiście w środku zwykły komputer PC pracujący pod kontrolą Windows Vista i specjalnego interfejsu użytkownika obsługującego Surface. Cały bajer jest więc w tym, że nie jest to ekran dotykowy, ale reagujący na dotykające go przedmioty blat. Reagujący za pomocą 4 kamer zwykłych i jednej na podczerwień. Wrażenie jest takie, że można po nim mazać paluchem lub smarować pędzlem i on na ten pędzel reaguje, jak papier – czyli poszczególne włoski pędzla robią ślady (jest tam taka aplikacja do malowania), ale jednocześnie jest to gruba szyba, na której może stać talerz z jajecznicą i szklanka z napojem. Można się na tym oprzeć, stukać w to itp. Jest to trwałe jak diabli - i o to chodzi! Komputer ma mieć zastosowanie głównie w holach hoteli, salonach sprzedaży eleganckich produktów itp. Na zastosowanie go w domu przyjdzie nam jeszcze poczekać (kwestia ceny).

Poza tym mimo entuzjastycznych recenzji nie jest jeszcze aż tak dobrze. Wspominana wszędzie funkcjonalność czytania zdjęć z aparatu fotograficznego przez WiFi działa rzeczywiście znakomicie (prezentujący Surface facet zrobił mi zdjęcie, postawił aparat na blacie i zdjęcie pojawiło się natychmiast na ekranie - poważnie), ale aby aparat był rozpoznany jako aparat, a nie jako plastikowa kostka, musiał mieć od spodu naklejony malutki marker. Wcześniej był na pewno skonfigurowany i zostało sparowane połączenie między nim, a Surface (inaczej ze względów bezpieczeństwa nie miałoby to sensu). Podobnie z kładzionymi na powierzchnię Surface żetonami, komórkami, kluczami do pokoju hotelowego itp. Też musiały mieć kropkowane markery naklejone od spodu. Ta część musi być pewnie jeszcze przyszłości dopracowana i zamieniona na technologię RFID (choć pomysł z unikatowymi, kropkowanymi markerami/tagami jest fajny).

Co więcej Microsoft oferuje niezły SDK (zestaw narzędzi programistycznych), więc niezależni programiści będą mogli łatwo tworzyć aplikacje na Surface. Co prawda dochodzi wiele problemów (brak orientacji ekranu, wiele użytkowników i "myszek" na raz, brak fokusa), ale frajda będzie duża. Ponieważ aplikacje tworzy się w .NET, a ta technologia zgodna jest z naszą Sferą można sobie więc wyobrazić Subiekta GT działającego na Surface z eleganckim dotykowym interface. Zamawianie i sprzedawanie posiłków i napojów w tak zinformatyzowanej knajpce będzie super wygodne i nowoczesne. Jeden z naszych partnerów już się nawet do tego pomysłu zapalił i obiecał znaleźć klienta i zrobić taki sprzęg – gdy tylko Surface staną się dostępne cenowo również u nas. Zobaczymy, nie!? J

Oficjalna strona Surface
Fajne nagranie z demo Surface
Rady dla programistów

18 grudnia 2007

Iluzja dźwiękowa

Nie było mnie tu tyle czasu, że pewnie myślicie, że o blogu zapomniałem, prawda? Nie zapomniałem, nie! Ale prawdę mówiąc od kilku tygodni zabieram się za temat – o czym by tu napisać i zawsze była jakaś wątpliwość. A że to nieaktualne, a że niepopularne itp. Miękki się robię, czy co?

Ale, ale dziś wpadł mi do łapki temat naprawdę super. Coś czym chciałbym się podzielić, bo efekt jest niesamowity.

Chodzi o dźwięk "virtual barbershop", czyli wirtualny fryzjer. Jest to demonstracja specjalnego sposobu nagrywania dźwięku. Aby tego posłuchać TRZEBA mieć słuchawki. Im lepsze, tym lepiej – najlepiej takie izolujące świat zewnętrzny.

Wirtualny fryzjer:

Dodatkowo polecam drugi podobny efekt z zapałkami:
KONIECZNIE TRZEBA TEGO POSŁUCHAĆ NA DOBRYCH SŁUCHAWKACH!

(Janusz, dzięki za maila)

22 października 2007

Trojan AUTORUN i jak go usunąć - całkowicie

Pewnie nie raz zdarzyło ci się zawirusować sobie komputer. Czy to pocztą elektroniczną, czy pendrivem, czy też – jak to dawniej bywało – dyskietką. Nawet surfowanie po sieci bywa niebezpieczne. Powtórzę tu jeden oklepany frazes: trzeba używać programu antywirusowego. Choćby takiego, jak darmowy AVG.

No ale, jak zaraz będzie widać, nawet dającym mądre rady zdarza się złapać choróbsko. Mi ostatnio w rodzinie dwa razy zdarzyło się namierzyć drania i jeden z tych razów dotyczył mojego własnego komputera domowego. Draństwo – trojan tworzący w głównym folderze dysku pliki AUTORUN. Dość charakterystyczny jegomość. Jeśli zdarzyło ci się kiedyś pod prawym klawiszem myszy klikniętym na literze dysku w oknie „Mój komputer” mieć taki widok:


…możesz być pewien, że masz właśnie takiego trojana.

I choć jest on dość prymitywny, a każdy program antywirusowy poradzi sobie z nim doskonale, to ponieważ spotkałem go w ostatnich miesiącach kilka razy (a zdążył mi się skurczybyk rozplenić na wszystkie niemal pendrive, dyski sieciowe, a nawet na mojego iPoda podłączonego jako dysk zewnętrzny) postanowiłem o tym napisać ku przestrodze i jednocześnie podać sposób rozwiązania problemu.

Trzeba zrobić dwie rzeczy:

  1. Zainstalować program antywirusowy (choćby darmowy AVG) i wybić drani z wszystkich dysków, pendriveów itp.
  2. Wyczyścić system, gdyż w Windows zostaje nieszczęśliwe rozszerzenie exploratora odwołujące się do nieistniejących już plików AUTORUN, które usunęliśmy w kroku 1 (objawia się to błędem informującym o nie znalezieniu pliku AUTORUN po kliknięciu na ikonę dysku). Aby to zrobić należy postępować tak:
    • Uruchomić menadżer zadań i usunąć procesy WSCRIPT oraz EXPLORER
    • Z tegoż menedżera zadań uruchomić CMD i wydać polecenie del c:\autorun.* /f /s /q /a dla każdego dysku, który mamy podłączony do systemu.
    • Uruchomić REGEDIT (korzystając z menadżera zadań) i odnaleźć klucz:
      HKEY_LOCAL_MACHINE\SOFTWARE\Microsoft\Windows NT\CurrentVersion\Winlogon, a następnie klucz Userinit, gdzie powinno być tylko C:\WINDOWS\system32\userinit.exe, (należy zwrócić uwagę na przecinek na końcu – on tam ma zostać).
  3. Zrestartować komputer i gotowe.

Instrukcja punktu 2 zaczerpnięta ze strony Titusa. Dzięki!

3 października 2007

Nowy ZUNE

Apple narobił ostatnio sporo zamieszania swoimi nowymi modelami iPodów (w tym nowatorskim, choć mało pojemnym, modelem iTouch) i chyba nieco pomieszał szyki Microsoftowi, który w tym samym czasie szykował nowe wersje swoich odtwarzaczy – ZUNE. Szykował, szykował i … wyszykował. Czy jest to hicior? Chyba w tej chwili już nie.

Nowe wersje spodziewane są na listopad, ale już teraz opublikowano ich oficjalne specyfikacje. I tak: dostaniemy (tzn. ci-tamci za kałużą dostaną, bo Zune w Europie nadal nie jest dostępny) model bez twardego dysku, niestety też z niewielką pamięcią 4 i 8 GB oraz nowy, wypasiony model z dyskiem 80 GB. Całe szczęście, bo obecnie dostępne 30 GB to mało. No i oczywiście gadżeciarze i wcześniacy tacy, jak ty i ja jak zwykle dostają w tyłek, bo przepłacają. Obecnie za $250 można będzie nabyć właśnie wersję z dyskiem 80 GB – a to jest już coś. Ja za swojego Zune z dyskiem 30 GB dałem $230 (była promocja), ale normalna cena również wynosiła $250 (oczywiście od wszystkich cen należy odjąć $1, bo jak wiadomo: coś, co kosztuje $249 wygląda duuuuużo lepiej niż coś, co kosztuje $250). Całe szczęście (i za to chwała Microsoftowi), że jest obietnica nowego firmwareu również do starszych modeli Zune, tak więc takie możliwości, jak synchronizacja zdalna przez WiFi oraz pobieranie video z komputera PC bezpośrednio przez sieć domową, zostaną również udostępnione nam. To mnie bardzo cieszy, gdyż może się do Zune wreszcie przekonam. Wielką zaletą Zune jest abonament Zune Pass pozwalający pobierać dowolną liczbę plików muzycznych z ich sklepu. Pliki są zabezpieczone i przestają działać po wygaśnięciu abonamentu, ale płacąc $15 USD miesięcznie ściągamy do woli. I działa to w Polsce (jeśli ma się konto Windows Live zgłoszone na USA). A cholerne Apple Store nie działa - żeby nie wiem co.

Sam sprzęcik (Zune) jest fajny, ma większy ekran niż iPod, ma dobre radio FM oraz WiFi (przy czym na razie mało wykorzystywane) i nieco bogatszy software (ciekawsze przeszukiwanie swojej biblioteki multimedialnej – znane z Windows Vista i Windows Media Player 11), ale iPod nadal jest wygodniejszy w użyciu dzięki swej niepowtarzalnej cesze: magicznemu kółku ClickWheel. No i może to też kwestia przyzwyczajenia?

Porównanie nowych iPodów z nowymi Zune jest tutaj.