29 października 2006

Morze Polskie

W ten weekend zmienialiśmy czas z letniego na zimowy (czyli ten bardziej prawdziwy) i oczywiście wszystkie komputery i urządzenia świadome tego faktu przestawiły swoje zegary. Świadomy tego faktu jest oczywiście system Microsoft Windows, a steruje tym parametr "Daylight savings" na panelu "Date and time" (nie muszę chyba tłumaczyć po co przestawiamy czas na letni). Przy okazji zabawna historia wpadła mi w oko. Dotyczy to obsługi stref czasowych w Windows. Panel ze strefami czasowymi w Windows XP wygląda tak (zoom i komentarz oczywiście mój):


Zamiast Polski jest wielka zatoka, albo - jak woli Raymond Chen jedna z ciekawszych postaci na pokładzie Microsoftu - Wielkie Morze Polskie. "Dlaczego Microsoft zatopił Polskę?" pytają tu i ówdzie. Otóż jak tłumaczy się wszytkim Raymond na przestrzeni dziejów popełniono błąd związany z operowaniem obszarami na mapie stref czasowych. Wszystko zaczęło się od tego, że w pierwszych wersjach Windows 95 bieżąca strefa czasowa była podświetlona (miał to być taki bajer). Niestety funkcja ta bazowała na mapach zatwierdzonych przez ONZ, ale kwestionowanych przez niektóre rządy (konkretnie chodzilo wtedy w 1995 roku o konflikty między Ekwadorem i Peru oraz Indiami i Pakistanem). Microsoft zdecydował się usunąć funkcję podświetlania z Windows, mapka przestała się odwoływać do jakichkolwiek granic i był spokój. Niestety sposób w jaki to zrobiono był delikatnie mówiąc niestaranny, zaś program obsługujący tą nieszczęsną mapkę zakładał, że strefa czasowa, do której dane państwo należy, nigdy się nie zmienia. Niestety strefa czasowa naszego kraju zmieniała się w kolejnych edycjach Windows:

  1. Warszawa (w Windows 95 mieliśmy swoją własna strefę czasową)
  2. Lizbona, Warszawa (nawiasem mowiąc idiotyzm, bo Portugalia leży w innej strefie czasowej)
  3. Bratysława, Budapeszt, Lublana, Praga, Waszawa (tu już lepiej)
  4. Sarajewo, Skopje, Sofia, Warszawa, Zagrzeb (kolejny idiotyzm, bo przecież Bułgaria też jest w innej strefie)
  5. Sarajewo, Skopje, Warszawa, Zagrzeb (tak jest w Windows XP)

Raymond Chen pisze, że to z powodów politycznych, ale to nieprawda. Powody byly pewnie natury czysto technicznej lub porządkowej. Polska przecież od dawna nie zmienia ani stref czasowych, ani metod czasu letniego. Polityka nie ma tu nic do rzeczy. No i w efekcie błędnego założenia programistów oraz dziwnych zmian stref czasowych w kolejnych edycjach Windows mamy efekt, że Windows (nie wszystkie wersje) "zatapia" pod wodę obszary przypisane do stref czasowych, które nie są aktywne. A ponieważ nasza oryginalna strefa czasowa, ta pierwsza, warszawska już nie istnieje (w Windows), to program zalewa nasz kraj na mapie wodą.

W Windows Vista problemu nie będzie, bo tam panel sterujący jest zupełnie inny i przede wszystkim - nie ma żadnej mapy (na wszelki wypadek lepiej nie umieszczać żadnych map).

Jak morał z tej historii? Coś w rodzaju efektu motyla: konflikt graniczny między Ekwadorem i Peru z 1995 roku powoduje, że w 2006 roku w moim komputerze w miejscu Polski jest morze. :-)

27 października 2006

Janusz Korwin-Mikke bloguje

Serdecznie i szczerze polecam lekturę lekko zawirowanego, wzorem autora, blogu pisanego przez Janusza Korwin-Mikke. Człowiek nieprzeciętny - zawsze go popierałem i z wieloma jego poglądami (szczególnie gospodarczymi) się zgadzam. Lektura jego blogu sprawiła mi bardzo dużą przyjemność.

Przy okazji jednak warto zwrócić uwagę, na pewne niedociągnięcie techniczne. Feed RSS pana Janusza dostarcza tylko jedno zdanie, a nie cały post. Dlaczego? Bo dostawca narzedzia, czyli Onet.pl, chce promować tez siebie, tak? Nie sądzę, żeby to była indywidualna decyzja autora. Być może ewentualnie po prostu niewiedza. Ja w każdym razie w swoim Bloggerze ustawiłem od razu, aby feed zawierał cały post, gdyż uważam, że blog powinien móc być czytany w całości przez czytnik RSS. Wtedy działa to szybko i sprawnie. Zmuszanie użytkownika do każdorazowego ładowania strony nie jest najlepszym pomysłem.

25 października 2006

Automatyczna sekretarka z turbodoładowaniem?

Jak donosi Chato pojawił się pierwszy (?) polski bot, czyli automacik sieciowy, dostępny z poziomu Gadu-Gadu. Takie boty są ostatnio bardzo modne na zachodzie i jak widać wchodzą również do naszego kraju. Jeśli korzystasz z Gadu-Gadu wystarczy dodać do swojej listy kontaktów użytkownika o numerze: 3217426 i zadać mu pytanie "pomoc!". Zastosowanie? Na przykład chcemy się dowiedzieć kto ma dziś imieniny i piszemy mu po prostu "im!". Polecenia są cokolwiek głupawe i mam nadzieję, że studenci UMSC pomyślą i go rozbudują, bo czemu działa "im!" a nie działa "imieniny".

Więcej informacji na stronie: www.infobot.pl

Microsoft Technology Summit

Właśnie kończy się MTS - największa techniczna konferencja w tej części Europy. Bylo 2350 osób (z 2600 zarejestowanych) - z czego 60% to administratorzy i ludzie IT, a 40% to programiści. Trochę mnie zaskoczyła ta statystyka, ale w sumie to dobrze, bo stoisko naszej firmy było oblegane. Na szczęście już koniec i wracamy dziś do domu...

24 października 2006

Ukraina

A więc wróciłem, wróciłem z Ukrainy i cóż...było naprawdę sympatycznie. Oto moja krótka i chaotyczna relacja pisana trochę na kolanie w trakcie pobytu tam. Mam w planie zmienić mocno moją stronę internetową i wrzucić tam więcej zdjęć. Tutaj tylko część.

Wjazd na Ukrainę przez przejście graniczne w Korczowie jest jak przejazd z obecnych Niemiec na Polską wieś 10 lat temu. Droga od granicy jest dużo gorsza niż droga ze Zgorzelca do Bolesławca. Tak - to jest możliwe. Powiem więcej i zabrzmi to jak herezja: drogi w Polsce są całkiem niezłe.

Jechaliśmy z Krakowa do Rzeszowa i klęliśmy na czym świat stoi – takie były korki, rozkopy i objazdy. Ale dopiero jazda od granicy okazała się prawdziwym wyzwaniem. Dziury, koleiny (a w zasadzie wąwozy), brak oświetlenia, brak pasów, brak słupków przy drodze, krowy (bez świateł stopu) idące z pastwiska drogą E265 wieczorną porą, nierówna (bardzo) nawierzchnia, samochody bez świateł (wieczorem) i nie używające kierunkowskazów... Miejscami istny koszmar.
Ukraina jest śliczna. Zaniedbana, ale śliczna. Miasta i wioski wyglądają może mało zachęcająco, ale za to mają tyle uroku. Ludzie są bardzo serdeczni, prości, ale przez to tym bardziej sympatyczni.

To co jest tu charekterystyczne: jest kuuuupa miejsca, wioski są rozległe, pola ogromne, tereny miedzy miejscowościami nie zamieszkane. Druga sprawa: wieczorem jest ciemno. Po prostu ciemno jak u murzyna...wiadomo gdzie. U nas jak się jedzie nocą drogą, to co chwilę jest oświetlona wioska, na ulicach w miastach są latarnie i poza tym przy drogach jest mnóstwo podświetlanych reklam, odblaskowych tablic i znaków, kocich oczu, itp. Jeśli jedziesz drogą, to czujesz, że jedziesz drogą. Tutaj jedziesz przez czarną jak smoła noc i gdyby nie długie światła – zginąłbyś. Nie ma słupków przy drogach, często nie ma nawet białej linii pośrodku drogi


Przełom Dniestru jest piękny. Przejeżdzałem przez dwa most, jeden duży, betonowy, a drugi starszy, drewniany. Przejazd jest po prostu uroczy. Doskonale teraz rozumiem, co tak zaurocza w kresach wschodnich. Nawet teraz, kiedy wokół tutaj bieda i bałagan. Zachwyca ta przyroda, bo ona nadala jest przepiękna.


Byliśmy też w górach – w Karpatach. W takim ukraińskim znanym kurorcie Jaremczy – niedaleko Kołomyji. Góry przypominają bardzo Sudety. Ładny wodospad, trochę skał, śliczne jesienne liście na drzewach. Szkoda, że domy i okoliczne zabudowania szpecą ten krajobraz. Niestety wszystko jest zaniedbane i biedne.


Sama Kołomyja z drugiej strony zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie - miasto poukładane, czyste i cywilizowane. Odwiedzieliśmy muzeum pisanek, które same jest rownież w kształcie pisanki. Zabawne doświadczenie.


To, czym nas tam częstowali, jest przepyszne. Czasami ciężkie i tłuste, ale pyszne. Ostatniego wieczoru jadłem na przykład jakieś takie pierożko-uszka mięsne w sosie podobnym do beszamelowego, ale z dodatkiem papryki. Smakowitość. Podobno to tutejsza specjalność. Nazwy nie zapamiętałem. Zdjęcia nie zrobiłem. Po prostu zjadłem.


Mnóstwo polskich miast i polskich pamiętek. Buczacz, Czortków, Halicz, Kołomyja, Horodenka. Na cmentarzach polskie groby, w miasteczkach polskie kościoły.


Mimo nazwiska, mimo tego, że spora część miasteczka Horodenka zna jednego lub drugiego Kotełko lub nazywa się Kotełko, mimo tego, że w sumie w jednej czwartej jestem formalnie rodowitym ukraińcem i mam ukraińskie nazwisko - czuję się i jestem Polakiem. I kiedy dziś widziałem tyle polskich kościołów, polskich napisów na murach, spotkałem nawet kilku Polaków ... nie było siły – łza musiała polecieć z oka.


18 października 2006

Na zielonej Ukrainie

Hej przygodo!

Jadę jutro rano do rodzinnego miasta mojego taty (i dziadka), do Horodenki na Ukrainie. Z Wrocławia to prawie 800 km. Niby nie tak dużo, ale jednak jest to cały dzień jechania. Drogi pewnie średnie. Do Krakowa autostrada, a potem schody. No ale mam nadzieję, że będzie tam tak, jak na zdjęciach w galerii miasta.


Mam też nadzieję przywieźć wiele historii i wspomnień mojej rodziny, która tam w części została oraz potem uzupełnić opowieści rodzinne na mojej stronie zdjęciami i linkami.

Trzymajcie kciuki!
Odezwę się jeszcze!

17 października 2006

Album zdjęciowy XXI wieku

Jak donosi blogosfera nowym hitem gadżeciarzy sieciowych jest Scrapblog - bardzo ładne narzędzie do tworzenia albumów zdjęciowych ze śliczną oprawą graficzną. Na początku zastanawiałem się, jak oni to robią, że tworzą tak skomplikowaną i dopracowaną aplikację, która jest dostępna za darmo. Ale teraz już wiem: darmowe konto ma ograniczenia, więc zaawansowani użytkownicy wykupia sobie chętnie konto płatne. No i firma ma nadzieję zarabiać na profesjonalnie wydrukowanych albumach zdjęciowych (po 50 USD za sztukę) oraz na płytach DVD (po 20 USD). Taki model biznesowy już do mnie bardziej przemawia - ciekawe czy się chłopakom uda i który wielki ich na samym końcu kupi.

Co do samej aplikacji to po krótkim używaniu mogę powiedzieć tak: rewelacja, jak na aplikację webową, której nie trzeba pobierać z sieci i która działa niemal od razu. Scrapblog stosuje technologie Flex oraz AJAX i rzeczywiście efekt jest. Nie jest to może w pełni wygodna i szybka aplikacja desktopowa, ale pracuje się bardzo fajnie. Szczególnie, gdy swoje zdjęcia ma sie już w sieci na serwisie Flickr - można je wówczas pobrać automatycznie do swojego albumiku. Program udostępnia całą masę elementów, które możemy układać dowolnie: tła, napisy i różne duperelki, które mogą stworzyć ciekawy efekt. I tu od razu uwaga: żeby się nie wiem jak człowiek napinał, to jeśli nie ma się tej odrobiny weny to i tak wyjdzie byleco.

Mój eksperyment można zobaczyć tutaj.

13 października 2006

Windows Vista Team Blog : Virtual PC 2007 Beta: Free and Available Now

Zespół Vista opublikował wersję testową najnowszej wersji Virtual PC. Kto nie widział ten niech żałuje. Ostatnio techniki wirtualizacyjne są jak najbardziej w modzie a Virtual PC 2007 jest programem bezpłatnym. Z jego pomocą można zobaczyć, jak wygląda Vista. Zastosowań zresztą jest wiele.

Windows Vista Team Blog : Virtual PC 2007 Beta: Free and Available Now

9 października 2006

10 najfajniejszych rzeczy do zrobienia we Wrocławiu


Znalezione w sieci. Polecam wykonać w kolejności dowolnej:

10. Downing vodka shots at PRL.
9. Arts and crafting in the Old Town.
8. Drinking borscht at Piwnica Swidnicka.
7. A coffee stop at Hansel & Gretel’s
6. Cruise along the Odra.
5. A moment of tranquillity in the Szczytnicki Park.
4. Five churches on the Cathedral Island.
3. The Leopold Hall at the University.
2. The Rynek Square.
1. Let your jaw drop in front of the Panorama Raclawicka.

8 października 2006

Koreańska sztuka biznesu

Sztuka wojny mówi, że tak naprawdę najlepiej wygrywać wojnę bez jednej nawet bitwy. Wiele pozycji SF mówi jak tą strategię stosować pokazując nam obcych przedostających się do naszego społeczeństwa i żyjących pośród nas.
Być może nie aż z takim rozmachem, ale po troszeczku taktykę tą stosuja też Koreańczycy, których ostatnio w moim rodzinnym mieście przybyło na potęgę dzięki otwieranym pod Wrocławiem zakładom produkującym ekrany LCD. Otóż, jak dowiedziałem się od znajomych nauczycieli, niektóre koreańskie dzieci objęte są podobno specjalnym programem rządowym przygotowującym ich do roli konsultantów w sprawie Polski. Chodzą do specjalnej szkoły, gdzie część grupy jest wyłącznie polskojęzyczna. Wręcz nie wolno mówić do nich inaczej, jak po polsku. Wychowują się jak Polacy i maja za zadanie przesiąknąć wręcz kulturą naszego kraju. Do kraju rodzinnego jeżdżą tylko na wakacje i mieszkają u rodzin zastepczych (aby pozostać jednak Koreanczykami). Jeśli to nie jest plotka, to potem, gdy dorosną (czyli powiedzmy za 10-15 lat) będą doskonałymi specjalistami znającymi nasze realia, naszą kulturę, nasze wady i zalety. I co wtedy zrobią koreańskie firmy, które ich będą zatrudniać? Więcej mówić chyba nie muszę. ;-)

6 października 2006

Świeża krew

Jak napisało sprytnie IDG: "BenQ Poland ogranicza liczbę współpracowników" - co oznacza, że ich po prostu wylali. Taka jest właśnie dola pracowników korporacji. Przypomina mi się sławetne zdanie Garego Oldmana: "Fire one million" (z genialnego filmu The Fifth Element). Ha! Świeża krew - 170 developerów na rynku pracy we Wrocławiu. Czas się brać do pracy!