4 marca 2009

Ananke

Przeczytałem właśnie na portalu gazety, że wyjaśnione zostały okoliczności katastrofy tureckiego samolotu Boeing 737 w Amsterdamie. Jestem w lekkim szoku! Nie dlatego, że wysokościomierz się popsuł i że nastąpiła awaria. Awarie się niestety zdarzają. Jestem w szoku, że lądowali na autopilocie! Ja wiem, że w (rejsowych) samolotach instaluje się autopiloty, które pomagają pilotom nic nie robić całymi godzinami, ale byłem pewien, że taki manewr jak lądowanie odbywa się zawsze na ręcznym oczywiście przy wsparciu komputerów, systemu naprowadzania itepe itede. To jak to było? Piloci włączyli automat przed lądowaniem i pili kawę, a automat się pomylił i wyłączył ciąg 500 metrów nad ziemią, bo myślał, że już ląduje. I co? Piloci nie zdążyli zareagować? Nie trzymali rąk na sterach patrząc z napięciem na zegary jak w prawdziwych filmach o lądujących samolotach? Toż wszystkie scenariusze, gdzie pilot zasłabł lub zginął i ledwo umiejący latać pasażer musi wylądować z pomocą atrakcyjnej, ale też nie umiejącej latać stewardessy - są wyssane z palca. Atrakcyjna stewardesa mogła po prostu włączyć autopilota i dalej robić sobie manicure. Po co niepokoić i stresować biednego pasażera. No tak, ale wtedy film byłby nudny.

Cóż nieodłącznie i od razu skojarzyło mi się ostatnie opowiadanie z cyklu Opowieści o pilocie Pirxie Stanisława Lema. Ananke. Późniejsze i chyba najbardziej dojrzałe z całej serii. Tam też tłem jest podobna sytuacja. Dość trudne lądowanie na Marsie, doświadczona, ale zbyt wierząca komputerom załoga, błąd maszyny i potężna katastrofa. I tylko Pirx siedzący w sterowni na powierzchni i krzyczący do mikrofonu „Na ręczną Kyle, na ręczną!”. Niestety Kyle nie usłuchał, albo nie zdążył usłuchać.

Tylko, że u Lema nauczyciel pokładowego komputera popełnia samobójstwo zorientowawszy się, że jego metody doprowadziły maszynę do błędu. Ciekawe, co tutaj zrobi firma Boeing prócz powiadomienia innych użytkowników, jeśli to rzeczywiście usterka ich wysokościomierza.

Brak komentarzy: