12 czerwca 2008

Polska – Austria 1:1

Przegraliśmy (dla niewtajemniczonych: chodzi o piłkę nożną). Szło niby dobrze, ale wynik do niczego. Boniek i reszta ekipy w studio analizują teraz wszystko i robią z angielskiego sędziego wroga publicznego numer 1. A prawda jest taka, że mogliśmy to spokojnie wygrać, ale praktycznie tylko Boruc i Roger (Brazylijczyk) grali jak trzeba. Pierwszy bronił jak szatan, a drugi zwodami robił z Austriaków durni. Od połowy jeszcze może kilku graczy się wykazało. W drugiej połowie mieliśmy wyraźną przewagę! Czemu nie strzeliliśmy drugiego gola? Nie byłoby wówczas problemu z honorowym karnym dla gospodarzy. A teraz przez najbliższe pół roku będziemy roztrząsać decyzję sędziego i uruchamiać naszą typową martyrologię. Niesprawiedliwy los, sędzia zły, tragedia narodowa. My niewinni. A trzeba było szybciej biegać i od początku grać z ikrą. I celniej strzelać, mocniej atakować. Walić w bramkę Austriaków od razu. Po bramce Rogera byliśmy przecież wyraźnie lepsi. Tyle. Odczepmy się od sędziego i zajmijmy się treningiem technicznym i kondycyjnym. Może za kilka(naście) lat będziemy mieli więcej niż 2 Rogerów i Boruców.

Brak komentarzy: