HOP od kuchni, czyli jak to się robi w sieci
Przygoda Hop! … Around the Globe się już zakończyła i cała rodzina po przebyciu przez rok ponad 100 tysięcy kilometrów samolotami, autobusami, łodziami, motorami, pociągami, pieszo i rowerem już jest w domu. Dzieci pilnie się uczą, a rodzice przynoszą do domu mamuty. Beata dodatkowo ćwiczy nas i HOP-fanów łasuchów serwując prawdziwe (to dla nas) i wirtualne (to dla HOP-fanów) przyjemności dla podniebienia (zapraszam: www.kaciklasucha.com). Podsumowanie podróży już było, ale czas na podsumowanie również od strony gadżeciarza, czyli po prostu od strony technicznej.
Co mieliśmy ze sobą ze sprzętu elektronicznego:
- Netbook Acer Aspire One zakupiony przed wyjazdem specjalnie na wyprawę - na nim pracowaliśmy, obrabialiśmy zdjęcia (ekran nieco malutki, ale jakoś się udało) i pisaliśmy relacje. Szczerze polecam! O dziwo wytrzymał trudy podróży i mimo dość brutalnego traktowania (kurz, brud, plecak, tłuste paluchy, trzęsące się autobusy itp.) działa nadal. Zaliczyliśmy tylko jedną poważną awarię, gdy pojawiły się jakieś bad sectory i system nie chciał wstać, ale na szczęście było to w Australii (pod Górą Kościuszki) więc udało się znaleźć serwis, który uratował dysk, system i wszystkie pliki (nawiasem mówiąc dysk nadal działa).
- Palmtop/telefon/GPS Asus P527, który służył jako rezerwa do poczty, jako GPS (tam, gdzie było to potrzebne) oraz jako rozrywka (szczególnie eBooki bardzo się przydały, bo nasza córcia przeczytała całą trylogię Sienkiewicza, Krzyżaków i parę innych pozycji).
- Przenośny dysk jako magazyn na zdjęcia, archiwizacje i inne takie (pierwszy, który odesłaliśmy z USA do Polski to był WD 160 GB, a drugi kupiony właśnie tam i przywieziony z nami do domu to WD 320 GB). Bez niego nie dałoby rady, bo archiwizowanie zdjęć na DVD było utrudnione (Acerek nie ma wbudowanego napędu), a wewnętrzny dysk 80 GB to zdecydowanie za mało.
- Mój wysłużony iPod 4G, który miał służyć również za magazyn na zdjęcia, ale dość szybko się wypełnił (w końcu było tam sporo muzyki). Wahającym się, czy taki gadżet zabierać mówię zdecydowanie tak. Pozwala chwilami wrócić “do domu” – mi bardzo się przydał.
- Ładowarkę solarną FreeLoader z wszelkimi przejściówkami i kabelkami. Niestety jeszcze w Ameryce Środkowej zepsuła się jedna z baterii, a potem druga (kupiłem specjalnie zapasową). Tak więc ze słonecznego ładowania nici. W praktyce taki gadżet sprawdza się w zasadzie jedynie na kompletnym odludziu i to bez samochodu, bo generalnie prąd jest wszędzie dostępny (szczególnie gdy się ma punkt następny).
- Przenośny inwerter samochodowy Duracell. Najlepszy gadżet, jaki udało mi się kupić (zakupiłem go w USA zupełnie przypadkiem), który niejednokrotnie uratował nam nasze wirtualne życie. Podróżując bowiem po bezdrożach i kempingach samochodem na prąd nie można specjalnie liczyć – czasem jest dostępny, czasem nie. Bez naszego małego przyjaciela nie byłoby tak licznych zdjęć i relacji. :-) Raz nawet siedząc kilka dni w Canyonlands skutecznie rozładowaliśmy akumulator Hondy i musiał nas ratować kablami uprzejmy Park Ranger w wielkiej Toyocie Land Cruiser.
- Przenośny modem Huawei E165 3G na USB. Ten gadżet mieliśmy tylko w Australii (zresztą dzięki uprzejmości Andrzeja), bo w USA i NZ zasięg komórkowy beznadziejny (o USA polecam poczytać tu). W Australii sieć VirginMobile działała w 3G praktycznie wzdłuż całego wschodniego wybrzeża. Mając więc modem i inwerter mogliśmy nawet korzystać ze Skype jadąc samochodem. Rewelacja!
- Duży aparat fotograficzny Nikon D50 z obiektywem Tamron 18-270 – dzięki niemu powstały niemal wszystkie te zdjęcia.
- kieszonkowy aparat fotograficzny Nikon COOLPIX S600, który zresztą miał ze 2 razy spotkanie z wilgocią i w końcu umarł całkiem (o dziwo odesłany paczką z Australii w domu ożył i działa)
- Windows Live Writer, czyli Edytor w usłudze Windows Live dzięki któremu pisanie było łatwe, przyjemne i szybkie, a efekty profesjonalne (o nim zresztą już kiedyś pisałem).
- Windows Live Gallery, czyli Galeria fotografii usługi Windows Live – świetna do szybkiego obrabiania zdjęć, przycinania, prostowania itp.
- Windows Live Mail, czyli Poczta usługi Windows Live ponieważ nasza prywatna poczta oparta jest na hostowany Hotmail we własnej domenie, a użycie offlineowego programu pozwalało nam pisać czytać i maile bez aktywnego połączenia z Internetem (bardzo duże ułatwienie i jednocześnie oszczędność czasu i kosztów).
Nawiasem mówiąc nie rozumiem, dlaczego jakiś marketingowiec w Microsoft wymyślił, aby koniecznie przetłumaczyć te nazwy produktów. Dobrze, że nie rozpędził się i nie mamy teraz Microsoft Biuro oraz Okna 7.
- Image Resizer Power Toy dla Windows XP. Pozwala szybko zmieniać rozmiary fotografii przed publikacją w sieci.
- MapCreator 2 firmy Primap. Rewelacyjne narzędzie, dzięki któremu powstały wszystkie strony nagłówkowe naszych galerii.
- Malutki programik Image Slice pochodzący z CoffeeCup Image Viewer do krojenia tak przygotowanej mapy na plasterki (niestety nie udało się korzystać z HTML-owej funkcjonalności imagemap i musiałem stosować po prostu tradycyjne tabelki).
- WordPress.com, na którym postawiona jest strona Hop! … Around the Globe. Szczerze polecam to narzędzie. Bardzo rozbudowane, proste w użyciu i w dodatku niedrogie. Zdecydowałem się na wykorzystanie oryginalnego Wordpressa, gdyż nie chcę mieć problemów z serwerami i dostępem, ale można spokojnie skorzystać z różnych innych hosterów, bo oprogramowanie to dostępne jest na stronie www.wordpress.org.
- Google Maps, gdzie znajduje się nasza interaktywna mapa, i gdzie niemal co dzien “przestawialiśmy ludzika”, czyli … eee … przestawialiśmy ludzika oznaczającego nasza pozycję.
- Windows Live, gdzie były hostowane nasze zdjęcia, oraz gdzie znajdowała się nasza poczta online.
- Skype, bez którego nie byłoby tak łatwo, ale o nim pisałem już osobno.